niedziela, 26 października 2014

Niebiosa


..::Niebiosa::..

Oto są Niebiosa. Szczyt świata. Ponad Ziemią, Niebem i Kosmosem górujące. To tu z Chaosu światło się wyłoniło, tu ręką Pana ujęte początek życiu dało. Wszelkie światło tu ma swój początek, tu słońca się rodzą, nawet blask Ogni Piekielnych tu swe istnienie zaczynał, choć oddalony jest od światła macierzy, tak jak oddala się od Pana wszystko co upadło i w mroku zatonęło. Światło to kolebką jest wszelkiego życia. Pierwsza dusza zeń powstała, pierwsza ciepła iskra co w sercu ludzkim zapłonęła. Z łona tego właśnie światła wyszli pierwej Serafini, a spośród nich Lucyfer był pierwszym. Narodzonym tuż po Słońcu i pierwszą z gwiazd co za Słońcem miała podążać, wschód i zachód jego obwieszczać. Za nim byli kolejni Gabriel, Azrael, Rafael, Sealtiel, Barachiel, Symiel, Amitiel.
Niebiosa sam Stworzyciel sobie upodobał, ze światła czystego dom swój ulepił. Tu także pałac Serafinów miejsce ma swoje. Bowiem jeno Bóg i Serafini pośród Światła Niebios przebywać mogą. Tylko oni mogą weń spojrzeć, dłonie ku niemy wyciągnąć i w pierwszym z ogni nie spłonąć.


..::Pałac Serafinów::..

W pałacu  pośród Niebios każdy z ośmiu Serafinów miejsce swe ma. Komnaty swoje i pamiątki swych narodzin. Każdy inną, każdy niezwykłą, ze światła powstałą. Pałac ów powstał z mgieł i światła, by schronieniem się stać dla najpotężniejszych spośród rasy anielskiej. Najwyższą z wież Lucyfer zamieszkiwał, jako najstarszy, światłu najbliższy. Komnaty jego teraz puste stoją, drzwi otwarte, księgi na podłodze rozrzucone, tak jak zostały, gdy Lucyfera pojmano i przed oblicze Boga zaprowadzono.Nikt wstępu tam nie ma po dziś dzień choć wiele minęło stuleci od chwili jego upadku.


..::Łza Światła::..

Wiele się mówi o potędze jedynej Łzy Światła, tej, którą Niebiosa uroniły podczas Lucyfera narodzin. Czyżby wiedziało Światło wszelakie, że ku ciemności rzucony Lucyfer zostanie? Że ogniem zdrady płonąć będzie? Tak wiele jest domysłów i legend jak i istot wiedzących o jej istnieniu. Jeno Serafini z racja swego statusu i możności wejścia do pałacu spojrzeć mogą na owy klejnot. Jednak Łza zdaje się żywa i dopuścić nikogo do siebie nie chce. Razi światłem tak jasnym, że kaleczyć może ono oczy i umysły, nawet istot z czystego światła powstałych. Bóg zna przeznaczenie i moc Łzy Światła. On jednak milczy, gdyż mówi tylko to, co usłyszane być winno. Wie być może także Lucyfer, którego to narodzin Łza jest świadectwem. On jeden ująć mógł klejnot w dłonie. On jeden zraniony zostać nie mógł jej blaskiem i tylko jemu Łza Światła pieśni swe śpiewała. Nikomu jednak nie zdradził upadły, czymże takim sama Łza jest i czym się z nim podzieliła. Ponoć jednak tęskni Serafin do jej pieśni i blasku. Nigdy jednak już ich nie doświadczy.

"Stoję tu, zerkając na Nią. Z daleka, jak zawsze. Poprzez dwoje otwartych drzwi, których nikt już nigdy nie zamknie. Tylko bowiem dwie istoty byłyby do tego zdolne. Pan nasz jest ponad tym, ponad ciekawością, która pulsuje we mnie. Wie przecież wszystko. Zrozumieniem jest i oświeceniem, wiedzą wszelką. On zaś, ten, który zamieszkiwał to miejsce nie ma tu już wstępu. Nigdy już nie postawi stopy w tych komnatach, nigdy łopot jego skrzydeł nie dołączy do dźwięku naszych. Wygnanie dla niego, potępienie i zapomnienie, taka jest kara.
Znów postępuję krok w przód i znów razi mnie światło. Mnie, istotę, która ze światła powstała. Trzeciego, który powstał.
Ostre światło wwierca się w moje oczy, by iść dalej, niczym igły wbijać się w mój umysł. Torturuje, męczy, sprawia ból, który jest już w pełni fizyczny.
Cofam się, nie mogąc wytrzymać tego bólu. Chłodu i ognia, wymieszanego i krążącego w moich żyłach, światła pustoszącego mojego ducha. Wszystko ustaje. Ból, cierpienie, zostaje ciekawość. Paląca.
Znów się w Nią wpatruję. "Zaśpiewaj mi" - proszę, tak jak on to robił, ale nie otrzymuję odpowiedzi.
Wciąż zastanawiam się nad tym, czym Ona jest. Nazywają ją Łzą Światła. Ale przecież Światło łez nie roni. Wciąż myślę o leżącym na piedestale klejnocie jako o Niej. Żywej, myślącej istocie... A przecież wydaj się, że świetlista powierzchnia jest twarda i zimna. Być może krawędzie są ostre tak, jak i samo światło, które zeń pulsuje. Ile bym dał, żeby Jej dotknąć, poznać Jej tajemnicę, usłyszeć ten śpiew, w który wsłuchiwał się zdrajca.
Mam wrażenie, że Ona czeka... To drżenie wokół, jakby zniecierpliwione, niepewne.
Cofam się niechętnie, odprowadzany jasnym snopem światła, który zdaje się mnie przepędzać.
"I tak się nie doczekasz" - mówię. Zupełnie jakbym mówił do prawdziwej osoby. Osoby, która czeka na tego, który już nigdy tu nie dotrze."
~Z ust Gabriela, spisane piórem Cheruba Tarasiela

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz